czwartek, 18 lutego 2010

Warszawa

Finalnie wyladowalismy w Warszawie :) Coż za radosc, po 2 dniach koczowania w hotelach i na lotniskach w oczekiwaniu na niepewny lot..
Lecac z Bangkoku do Kijowa z AeroSvift obawialam sie kazdego dziwnego odglosu silnika (ciezko sie leci ze swiadomoscia, ze silnik przeszedl remont, a w Bangkoku ladowal z jednym sprawnym silnikiem...). Tym co udalo nam sie podczas tego lotu, to to, ze bardzo pozno przechodzilismy check in i nie strczylo dla nas miejsc w klasie ekonomicznej - dostalismy bezplatny upgrade do klasy biznesowej :)
W Kijowie wyladowalismy o 1:30 w nocy. Czekalo nas 12h na lotnisku w oczekiwaniu na lot do Warszawy. Nie zapewniono nam hotelu... spalismy w poczekalni delux. Nie bylo tragicznie, ale moglo byc lepiej.
Oczywiscie nie obedzie sie bez wyslania reklamacji do AeoroSvitu, ktory podczas tych wszystkich przejsc mial nas gleboko gdzie :(

środa, 17 lutego 2010

na walizkach

za 3h mamy wyleciec z Bangkoku. To co zapewnil nam Aerosvit to wielki burdel i ciagle czekanie. nie wiemy nawet czy na noc w Kijowie dostaniemy hotel.. Next time wole zaplacic wiecej za bilet i leciec Lufthansa.. Teraz pragne tylko dostac śie do domu.

wtorek, 16 lutego 2010

nieplanowany dzien extra

na lotnisku pojawilismy sie w ostatniej chwili.cali zziajani kupowalismy ostatnie gifty.uff boarding sie jeszcze nie zakonczyl.lecimy do Burger Kinga..wracamy i dostajemy prosto w twarz:at least 3hours delay. Launch na lotnisku gratis. O 15.00 wielka radosc lecimy,boarding gate F1. Czekamy..lot bedzie opozniony at least 28h..uszkodzony samolot. Do tego... nie wiadomo jak dolecimy do Wawy z Kijowa. Przenosza nas z miejsca na miejsce..10h na terminalu. Mamy dosc takiej imprezy! Chcemy do hotelu... Mowia ok, ale chca zabrac nasze paszporty! Dzwonimy do ambasady, to bezprawne.. Kaza czekac.. Jestesmy zmeczeni, mamy dosc. Idziemy na uklad..oddajemy paszporty w zamian za ksero z potwierdzeniem zabrania paszportu.
Chwila nadzieji..moze jednak polecimy przez Wieden..dupa. Nie ma miejsc:(
Jedziemy do hotelu..przynajmiej standard jest ok.. Po kilku drinkach udalo nam sie wyluzowac. Choc mysl o tym ze czesc do naszego samolotu musi byc sprowadzona przeraza. Moze podstawia nowy samolot:)

poniedziałek, 15 lutego 2010

Zakupy

Wlasnie wrocilismy z bazaru Lumpini. Fajne miejsce, duzo dizajnerskich rzeczy..ale nie na nasze zmeczenie. Nie kupilam tuzina rzeczy, ktore planowalam, wszystko bylo drozsze, niz na innych bazarach. W szczegolnosci chusty jedwabne, drewniane figurki, T-shirty (takie typu Piwo Chang, I love Tailand itp.). Ale rzeczy dizajnerskie na wypasie!

Bangkok again

Przylecielismy z Krabi do Bangkoku. W Krabi spedzilismy tylko jedna noc na Ao Nang, ktore okazalo sie kurortem dla emerytow..Lonly Planet powinno zweryfikowac swoje opisy. Znalezlismy dla nas family room i po raz pierwszy spedzilismy noc z Papisami za jednymi drzwiami :)wieczorem udalismy sie do dzielnicy rozpusty, by obserwujac mlode piekne Tajki w towarzystwie podstarzalych angoli,pic drinki(ktore okazaly sie ochydne). Czesc dziewczat juz na pierwszy rzut oka okazywala sie ladyboyami..czesto pieknymi.

Dzisiejszy dzien w BBK spedzimy na zakupach na nocnym targu Lumpini. Potem wrocimy do naszego hotelu, ktory okazal sie najlepszym z tych, ktore do tej pory mielismy. Na poziomie Hyatta,no prawie, za to za 40pln od osoby:)

A jutro wracamy do tropikalnie zimnej Polski :)

niedziela, 14 lutego 2010

Bukiety w wiaderkach na walentynki i nie tylko

Phi Phi to dziwna wyspa... z kilku powodow, ale 2 sa najwzniejsze:

1) drinki pije sie tutaj w wiaderkach o roznej pojemnosci - nazywamy je miedzy soba "bukietami"



2)przyplywy i odplywy sa bardzo nieregularne, mozna isc na plaze, woda przy brzegu bedzie do pasa, a za 2h - trzeba bedzie isc 200 metrow do przodu, by zanuzyc sie po kostki. Wcale sie nie dziwie wiec, ze ludzie nie rozpoznali, ze idzie tsunami, ktorego pierwszymi oznakami jest nagle cofniecie wody. Szczegolnie, ze wiekszosc turystow przyjezdza tu na jeden dzien i ciezko im odroznic nagle od zwyklego cofania sie wody.



Za 40 minut odplywamy na lad :) do Krabi. Nie mamy jeszcze hotelu, ale na pewno cos sie znajdzie. Tam wlasnie spedzimy walentynki - ciekawe, czy nasi chlopcy cos dla nas wymysla?

Gorace slonce nas rozpieszcza tutaj... zastanawiam sie jak to bedzie jak wrocimy do Polski? Szok klimatyczny?

piątek, 12 lutego 2010

Piekne plaze i lazurowe morze

Czesc wypoczynkowa naszego wyjazdu mozna nazwac udana, chociaz czas plynie tutaj duzo szybciej. Wiecej spimy ale tez szybciej sie meczymy przez panujacy gorac.

Wczoraj mialam kolejny po MCowym kryzys - tesknota za gazowana woda mineralna... nie mozna tego nigdzie tutaj dostac, a zaplacilabym duzo za butelke mineralki z babelkami.

Dawno nie wrzucalam fotek, ponizej wiec nadrabiam zaleglosci:

Pomykiam sobie na kajaku :)


Najwyzszy punkt widokowy na PhiPhi...na ktory szlismy w poludnie...asfaltem, slonce grzalo a ja myslalam, ze za chwile zabraknie mi tlenu.. ale sie udalo - szczyt osiagniety, fotki zrobione.



Longtail boat - standardowy widok na Phi Phi - dzis taka wlasnie lodeczka dotarlismy na odludniona plaze Phi Phi. Odludniona, nie bezludna, bo o
kazalo sie, ze funkcjonuje tam nawet mala kafejka i turystom oferowana jest noc na plazy w namiocie :)



Wybralismy na najpiekniejsza plaze na swiecie - Maya Bay - tutaj byl krecony film The Beach z Leonardem Di Caprio. Niestety plaza nie jest tak odludna jak na filmie -
turysci i jeszcze raz turysci... wygladaja z daleka jak roj mrowek.



A to te tlumy

wtorek, 9 lutego 2010

Phi Phi

wczoraj przyplynelismy na wyspe Phi Phi, na ktorej spedzimy kolejne 6 dni odpoczywajac. hotel okazal sie bardzo przyzwoity, jest polozony na skalistym wzniesieniu + jest to najbezpieczniejsza lokalizacja na wyspie w przypadku Tsunami ;-))) wyspa sama w sobie jest bardzo piekna - plaze maja zlotego koloru piasek a woda jest miejsami cieplejsza niz powietrze ;-) wyspa jest rowniez bardzo imprezowa - jest mnostwo pubow, restauracji czy klubow (spodziewalismy sie czego bardziej 'dziewiczego'). anyway, jest pieknie, cieplo, dobre jedzenie no i tani alkohol (m.in. 0,4 l rumu - 15 zl, 0,7 - 26 zl). gdzieniegdzie widac slady tsunami sprzed 4 lat - wiele sklepow czy barow ma tablice wspominajace te tragedie, jest tez 'tsunami village', do ktorej zamierzamy sie wybrac niebawem. ogolnie nie widac jednak, ze przez wyspe przeszla gigantyczna ilosc wody (przypominaja o tym wszechobecne znaki ostrzegawcze pokazujace droge ewakuacyjna w razie tsunami).

jutro plyniemy na, wedlug wielu zrodel, jedna z najpiekniejszych wysp na swiecie (Ko Phi Phi Leh) [byl tam krecony film 'The Beach' z Leonardo Di Caprio]

we czwartek planujemy zrobic kurs gotowania tajskich potraw

niedziela, 7 lutego 2010

Phuket town fucked us

od momentu gdy dojechalismy do Phuket Town robilo sie coraz gorzej.
Nasz hotel..oblesny,ale polecony przez Lonely Planet,liczymy wiec na brak karaluchow.
Wybralismy sie na pieszo do portu,szlismy,pytalismy o droge,wyladowalismy w jakis slamsach! Co gorzej, jestesmy na polwyspie,mieszkamy ok.1km od plazy..nie trafilismy na nia i nie widzielismy morza,co gorzej,ludzie tu mieszkajacy tez nie wiedza,gdzie ono jest.Kazdy kierowal nas gdzie indziej.co gorsze..oni nawet na mapie nie potrafia wskazac gdzie obecnie jestesmy!
Ale to nie koniec! Taksowki nie sa oznaczone! Stoisz i machasz..ktos w koncu sie zatrzyma..z reguly czarnym samochodem..nie wiedza jednak gdzie co jest!nie mowia po angielsku! Zlapalismy taxi w tych slamsach,bo nie wiedzielismy jak isc dalej, a mi z goraca rozkleily sie sandaly i puscily paski! Poprosilismy o "center".jedziemy, jedziemy.zaczelismy sie zastanawiac gdzie jedziemy. Zatrzymalismy sie..przy Festival Centrum!w dupie miasta,gdzie nie bylo nic!w srodku sklepy..polowa podrobek! Poszlismy do KFC, bo reszta wygladala strasznie. Dostalismy podrobione jedzenie, a Pepsi na pewno!smakowalo jak woda i po chwili,gdy lód sie pozpuscil,mial kolor soku jablkowego! Kurczak byl straszny.. Nie moglam juz dalej chodzic w moich sandalach, kupilam wiec buty..jedyne, ktore przy pierwszym kroku nie obcieraly nog..sa cale sztuczne i..zlote..kosztowaly 19 pln,wiecej bym za wszechobecny tam syf nie dala..
Jestesmy zdegustowani tym miastem,po tym wszystkim co widzielismy do tej pory to czarna dziura!

Jutro Phi Phi..

traking w dzungli

wczorajszy dzień spedzilismy na trakingu. Przedzieralismy sie waskimi drozkami przez zadrzewione,a wlasciwie zapalmione tereny,mijajac strumyki,pajecze sieci,bambusowe domki. Finalnie dotarlismy do wodospadu,gdzie niebojacy sie zimnej wody mogli zrobic sobie egzotyczne zdjecia. Michal skusil sie jako jedyny z nas:) nastepnie ubrani w kamizelki i kaski ruszylismy na rafting. Woda byla niska wiec utykalismy, uderzalismy w skaly. Megafan! Nastepnym razem poprosze bardziej zrywny potok!

piątek, 5 lutego 2010

Zdjecia z podrozy

Dzis nadrobie troche zaleglosci we wrzucaniu zdjec :)

Kolacja u rodziny w Kambodzy, po ktorej ciezko bylo opuscic toalete - ale doswiadczenie warte pozniejszej kiblowej katuszy :)


Na granicy z Tajlandia w Poipet - co chwile przejezdzal podobny "powoz", czesto za bawoly robily dzieci :(


Kolejny sposob przewozenia towaru w Kambodzy


Jedzonko w Bangkoku - coz, taki sposob wykorzystywania spinaczy nie przyszedl nam wczesniej do glowy


A to chyba suszony zielony groszek - stoisko na kolkach w Bangkoku


Swiatynie w Bangkoku (zwane Pagodami), a wlasciwie w calym kraju wygladaja podobnie


Mnisi w Chiang Mai dbaja nie tylko o duchowosc miejsca, ale rowniez o otaczajaca swiatynie zielen - o swoje cialka tez dbaja, choc na tym zdjeciu tego nie widac ;)


Wodospad w Parku Narodowym Doi Inthanon


Agatka i Michal w otoczeniu zieleni Doi Inthanon


Chlopiec prowadzil szczeniaczka na zrobionej przez siebie z plastykowego sznurka smyczy - najslodsze zdjecie z naszej podrozy


W otoczeniu zieleni w nowych spodniach, niezwykle wygodnych, bo filoletowych ;)


Kuba w swojej czapce niewidce, idealnie wtapial sie w zielen Doi Inthanon National Park


Na najwyzszym szczycie Tajlandii - 2565m - bylo zimno, tylko 15 stopni :) Normalnie tak skarpetek nie nosze, gdyby jednak ktos mial watpliwosci ;)


Kuba na Doi Inthanon, dumny z osiagniecia kolejnego szczytu - co prawda vanem, ale co tam ;)





W Tajlandii wszystko jest hot&spicy (nie zawsze wiec tasty, szczegolnie za nieprzyzwyczajonego do ostrego smaku europejczyka), ale Chiang Mai pod tym wzgledem pobilo Bangkok

czwartek, 4 lutego 2010

Lot z Air Asia byl ok. Samolot starawy i glosny, ale ok. Z lotniska ustalone ceny taksowek, wiec nie bylo problemow z negocjacjami.
Mielismy male zamieszanie z rezerwowanym przez Agode hotelem, za ktory zaplacilismy z gory - nie bylo w nim wolnych pokoi. Na szczescie, ten ktory dostalismy w zamian byl tylko 150m dalej i w dodatku o *wiecej :)

Ja z Agata skusilysmy sie na masaz stop, karku i ramion za jedyne 140B (ok 13PLN)za godzine. Odplywalysmy... Bylo super.

Kupilismy tez 2 wyprawy calodniowe. Jutro ruszamy wiec na caly dzien do Doi Inthanon National Park podziwiac widoki ze szczytow i wsluchujac sie w szum wodospadow.

Sky bar

wczoraj nie obudzilismy sie na kurs gotowania.. Dopadlo nas zmeczenie materialu. Trudno, zrobimy go potem. Wieczorem ubralismy najlepsze rzeczy jakie zabralismy ze soba i ruszylismy na "salony Bangkoku". Oczywiscie taxowkarz nie wiedzial gdzie jest Sirocco Sky Bar. Jakos trafilismy. Przy windach witalo nas kilka osob z obslugi, z watpliwoscia patrzacych na zuzyte conversy Kuby. Wiechalismy na 64 pietro, gdzie obsluga co chwile z usmiechem informowala nas o przeszkodach dla naszych stop-schodach. I slusznie, bo widok zapieral dech w piersiach. Kto by patrzyl na schodki! Nasze najlepsze wakacyjne ubrania wygladaly malo imponujaco wsrod garniturow i sukni wieczorowych. Niewatpliwie warto bylo sie tam znalezc i wydac 50PLN za jednego drinka w tym pieknym miejscu: http://www.lebua.com/bangkok/dining/sky-bar/

A teraz siedzimy na lotnisku w Bangkoku i czekamy na nasz lot.

środa, 3 lutego 2010

we 4

Jestesmy juz w Bangkoku we 4:) jest jeszcze fajniej.. Wczoraj wybralismy sie do dzielnicy Patpong, gdzie jest nocny targ,wiele ekskluzywnych hoteli, a co za tym idzie:dziewczat do wynajecia na chwile lub dwie,barów ze striptizem (do ktorych naganiacze probuja zaciagac mowiac ze zaplacisz tylko za piwo ok 10PLN,a i tak placac mniej niz 100 nie wyjdziesz).Jest to tez dzielnica dla kochajacych inaczej. W przydroznych knajpkach siedza tajsko-brytyskie pary. Kube i Michala probowalo podrywac na ulicy kilku mlodych tajskich chlopcow slac im buziaki:)

wrocilismy na Khao San.. Nie udalo nam sie znalezc ani jednej knajpki,gdzie muzyka pozwalalaby rozmawiac. Postanowilismy kupic cos z % i wrocic do hotelu..niestety byla 00.03. A o tej godz. Alkoholu w sklepach sprzedawac juz nie wolno..podobnie jak od 14 do 17.

poniedziałek, 1 lutego 2010

McKryzys

szlismy ulicami Bangkoku, glodni...dochodzily nas zapachy lokalnego jedzenia w polaczeniu z cieplem ulicy. Nie mielismy na nic ochoty..i wtedy z otchlani ulicy wylonily sie 2 zlote łuki..marka rozpoznawana wszedzie. Zjedlismy kolacje w McDonalds. Tego nam bylo trzeba po tygodniu na ryzu :)buly i frytek.

Bangkok again

O 4 rano obudzil nas bol brzucha... reszte mozna sobie wyobrazic ;) Wszystko po wczorajszym jedzonku :( Na szczescie zabralismy z Polski lekarstwa :) Dzieki temu o 7:30 bylismy juz w stanie wsiasc do autobusu, ktory mial nas zawiezc do Bangkoku...mial, bo bez "przygod" sie nie obylo. Na granicy z Tajlandia okazalo sie, ze musimy wyjsc z autokaru, przemierzyc granice na pieszo i zmienic autokar na inny... Po przejsciu granicy czekalismy 30 min az wszyscysie zbiora. Wtedy zapakowali nas do minibusow i wiezli do autobusu do Bangkoku... dojechalismy do knajpek, gdzie powiedziano, ze jest przerwa na lunch w oczekiwaniu na wlasciwy transport... co sie okazalo? Czekanie na autobus bylo sciema - w rzeczywistosci znow zapakowali nas do tych malych busow.. i tak 4 h do Bangkoku. W dodatku trafiny nam sie ciasne siedzenia na koncu. Przy bolach brzucha kazdy wstrzas mogl sie skonczyc malo fajnie dla naszych spodni ;) Ale udalo sie dotarlismy do Bangkoku, w dodatku rzut beretem od naszego hotelu!

Teraz siedze w kafajce - mala przerwa w zakupach na Khao San. Wszystko jest tutaj strasznie tanie - ciekawe jak to bedzie z jakoscia? Nietuzinkowe T-shirty, bizuteria recznie robiona, torby, sukienki, buty... wszystkiego na peczki!

Jutro koniecznie musze sie tu wybrac z Agata bo moj Kuba nie ma juz cierpliwosci na moje zakupowe zapedy... ale przeciez nie po to zabralam ze soba sterte starych ciuchow, ktore zamierzam tutaj donosic i wymienic na nowsze egzemplarze :)

A odnosnie zakupow - w Kambodzy kupilam torebke, zrobiona ze zuzytych workow w jakich transportuja tutaj zboze - szyli ja ludzie okaleczeni przez miny (przynajmniej tak mowi metka). Torba jest rozowo-czerwona i wyglada mniej wiecej tak:



W internecie kosztuje ok $34, ja dalam duuuuzzzzo mniej :)

niedziela, 31 stycznia 2010

Wioski

w koncu sie wyspalam! Przeszlismy sie po miescie,wypilismy piwko a o 14 czekal na nas Rock w swoim tuktuku. Zabral nas do plywajacych na jeziorze wiosek. dalej poruszalismy sie lodka.Kubie pozwolili usiasc za sterem:) widok nieprzecietny.Ci ludzie mieszkaja na wodzie z calym dobytkiem i zwierzetami.

Wieczor i zachod slonca- na polach ryzowych w wozie z bawolami.. A potem kolacja u rodziny Rocka.Fajne przezycie..siedzielismy z cala kambodzanska na podlodze jedzac ryz, kosciste mieso-wlasciwie skore na kosciach i male rybki. Kuba nie umial usiasc po turecku,co wywolalo fale smiechu. Pilismy wino ryzowe, ktore wcale mi nie smakowalo. za duzo% zapewne jak na moje podniebienie, w dodatku bylo cieple:)

Podobno bylismy pierwszymi cudzoziemcami, ktorych zaprosil na rodzinna kolacje.

Jutro wyruszamy do Bangkoku autobusem.. 9h w drodze.a we wtorek dolatuja Papiski i bedziemy podrozowac we 4:)

sobota, 30 stycznia 2010

Psiak z podrozy

A to psiak, ktorego spotkalismy na naszej drodze w Bangkoku :) Co prawda nie jest piekniejszy od naszej Bezy, ale rownie uroczy ;)




Dzis wyobrazalismy sobie, jak wielka radosc mialaby nasza piesia - Beza - posrod tych wszystkich straganow.. tyle kawalkow miesa czekajacych na przechwycenie ;) Mniam mnia... a jaka bylaby brudna od unoszacej sie wpowietrzu czerwonego gliniastego kurzu...

Troche fotek

Wczoraj chcialam wgrac zdjecie, ale niestety moja karta SD zlapala trojana...juz myslalam ze stracilam wszystkie zdjecia z naszej dotychczasowej podrozy. Ale udalo sie wszystko odzyskac :)

Ponizej kilka moich fotek:

Podczas podrozy po wioskach Battambang:





Stragany w Battambang:



Przejazdzka bambusowa drezyna (trzeslo ale bylo warto):




Nasz hotelik w Battambang nocna pora:



Nasz toaleto-prysznico-pokoj w Battambang:




Zachod slonca w Siem Reap (na szczycie jednej ze swiatyn - dzikie tlumy byly...)




Ta Phrom - swiatynia zjadana przez dzungle



Generalnie zespol swiatyni Ankor nie zrobil na nas tak piorunujacego wrazenia jak sie spodziewalismy...w dodatku wstalismy dzis o 4 rano, aby zobaczyc wschod slonca nad Ankor Wat...pogoda nie dopisala... nie bylo widac slonca i charakterystycznej luny... wyszlo tak:



Jedzonko w Siem Reap jest generalnie 2x drozsze od tego w Battambang, i generalnie 2x mniej smaczne. Ale dzisiejsza kolacja powalila nas na kolana BBQ z weza, krokodyla i innych mies bylo przepyszne (mam na innym nosniku, wiec dzis nie wrzuce). A ponizej zdjecia innego jedzonka, ktore probowalismy:)

W Bangkoku:





W Battambang:




I jeszcze dzieci, ktore wydaja mi sie piekniejsze od polskich ;)




piątek, 29 stycznia 2010

Siem Reap

Nasz autobus do Siem Reap spoznil sie godzine. Czekalismy na niego w otoczeniu much:) trzeba bylo sie ciagle ruszac aby nas nie obsiadaly. Widoki na stacji cieszylyby nawet wybrednego fotografa: straganiki,dzieci,suszaca sie bielizna.

W koncu wsiedlismy. Obsluga przegonila lokalersow by ustapili "bialym" miejsca siedzace.. Pewnie za bilety nie placili w $$$. Podroz minela szybko.

Gdy wiechalismy do Siem Reap poczulam sie jakbym przeniosla sie o 20lat w przod. Battambang to bylo prawdziwe cos. w SR przywitaly nas duze hotele, SPA, eleganckie knajpki.. To po prostu turystyczne miasto, bez klimatu jakiego szukalam

czwartek, 28 stycznia 2010

tuktuk

dzis z asfaltowych drog zjechalismy na gliniane. Tuktukiem zrobilismy ok 50km..nasz pojazd wygladal jak przymocowana do motocykla karoca ;) i trzasal nami gora dol,lewa prawa. mijalismy liche bambusowe domki, uliczne stragany i mnostwo lokalnej ludnosci. Czasem pojawial sie murowany dom bogaczy. Ogladalismy liche swiatynie, miejsba zaglady i finalnie przejechalismy sie po nierownych torach bambusowa platforma,bo kolejka to ciezko nazwac. poznalismy tez nastoletniego chlopca,ktory byl naszym przewodnikiem,opowiadal tez o swojej rodzinie i marzeniach.. Byc kierowca tuktuka.do tego potrzebuje $ 1000.dla niego to suma niewyobrazalna.moglby wtedy zarobic dziennie $15..

Gdy wrocilismy z dzisiejszej wyprawy czulam sie jak gliniany posag. Unoszacy sie kurz okrywal wlosy,stopy i moj aparat. Dobrze ze nasz kierowca podarowal nam maski ochronne na nos i usta, bo czasem kurzu bylo tyle,ze nie dalo sie oddychac bez nich.

Jutro o 9 wyruszamy do Siem Reap.. Na miejscu bedzie czekal na nas Rock, polecony nam tuktuk driver:)

katarynka

Dzis o 5.30 obudzila nas katarynka..przynajmniej brzmialo jak muzyka ze skrzynki. Spalo sie dobrze mimo swiadomosci ze pod lóżkiem i na kafelkowych scianach maszeruja minimrówki.. Za chwile ruszamy tuktukiem w jednodniowa trase...

środa, 27 stycznia 2010

w drodze

Dzisiejsze sniadanko hotelowe musialo nam starczyc na dluzej niz sie spodziewalismy.Co prawda podroz do granicy z Kambodza w klimatyzowanym autokarem poszla sprawnie ale przy granicy w Poipet nie odwazylismy sie niczego zjesc... Smród, głód i ubóstwo..to najlepsze slowa na okreslenie tego co sie tam dzialo. Zebrajace dzieci, ludzie, którym miny oberwaly nogi i resztke nadzieji na lepsze jutro. Wszedzie plakaty: Respect our children. Every person under 18 is a child. Najwyrazniej seksturystyka w Kambodzy kwitnie. .

Do Battambang dotarlismy tzw. Shared taxi, czyli taxówka z obcymi ludzmi.. Na trafilo sie 2 lokalersow..a po drodze dosiadla sie jeszcze dziewczynka,na szczescie szczupla..bylo nas wiec 6 osob na 5 miejsc..coz. Szczesliwie dojechalismy pod sam hotel Bus Stop:) ktory prowadzony przez zabawnego angola. Pokój mamy Delux.. To znaczy z prysznicem balkonem, TV, lodówka i klima. Prysznica musielismy chwile poszukac..odnalazl sie gdy siedzac na kibelku spojrzalam w gore..tak wc jest pod prysznicem..mozna miec 2w1

Generalnie Tajlandia to pelna cywilizacja. Kambodza natomiast tym czego chcialam.. Troche dziczy.

Jeszcze kilka slow o jedzeniu..wczoraj jedlismy na ulicy smazone owoce morza,kolorowe pierozki z kapusta i krewetami, kielbaski, kulki krewetkowe i kurczakowe.. Mniammm a co najwazniejsze zoladek zaakceptowal nowa strawe. Dzis do sniadania zjedlismy owoce, brzuch tez je polubil,a podniebienie jeszcze bardziej..tak slodkich ananasow nie jadlam jeszcze nigdy!

Jutro calodniowa wycieczka. wrzuce zdjecia:).

Aaa zapomnialam..za wczorajsza wycieczke kanalami zaplacilismy o 2x za duzo. Wniosek: nie ufaj nawet nauczycielowh z tajskiej szkoly i sprawdzaj ceny w LP. Jesli komus zaczynasz ufac, to przestan:)

wtorek, 26 stycznia 2010

Tajlandia

Wyladowalismy. Ten samolot byl naprawde ok. no moze szkoda, ze to nie klasa biznes przypadla nam w udziale, ale uznajmy, ze bylo ok. Choc spaam tylko 2h nie czulam sie zneczona. Postanowilismy wiec po przybyciu do hotelu rszac na wielkie zwiedzanie. Bez wiekszego problemu odszukalismy stacje metra, potem kolejke wodna i ruszylismy zwiedzac Wat Pho. Lezacy ogromny Budda robi niesamowite wrazenie, tak samo jak "tandentne" ozdobniki na murach :)




Jesli chodzi o poruszanie sie, to generalnie naciagactwo sie szerzy.. z lotniska kierowca wlaczyl taksometr dopiero po moich prosbach, potem mruknal pod nosem "highway"..Kuba na to yes yes.. no i przyszlo nam na koniec doplacic jeszcze za autostrade. Na szczescie nie jakies kocie (ok 40PLN) ale ta podroz normalnie kosztowalaby polowe.

Udalo nam sie tez wybrac na wycieczke po kanalach - 1h (i to w zupelnosci wystarczylo).





A jutro wyruszamy do Kambodzy - zastanawialismy sie czy nie zostac w Bangkoku dluzej...ale az tak zachwycajacy nie jest ;) Jeszcze tu wrocimy.

Kijow

Mielismy leciec do Kijowa jakims wypasionym samolotem, a ten ktory postawili wzbudzil u mnie nerwy w zoadku - gdy startowalismy trzeszczal niemilosiernie. Na szczescie lot tym gratkiem byl dosc krotki i pomyslnie wyladowalismy w Kijowie.
Na lotnisku wrzawa...glosno, przesnie i co kto chce..pakowanie, jedzenie, taxi, hotel..nie szlo sie opedzic od naganiaczy. Wymienilismy walute i ruszylismy na miasto, gdzie czekal juz na nas kumpel Kuby :) Czasu tak naprawde bylo malo. Niby 7h na przesiadke, ale trzeba jeszcze 1h dojechac do miasta, potem metro do centrum no i wypadaloby by byc na lotnisku 2h przed kolejnym lotem. Bylo strasznie zimno!!! Minus 20! Zjedlismy, pogadalismy i wrocilismy na lotnisko.

niedziela, 24 stycznia 2010

Zgadywanka

Plecak juz prawie spakowany.jutro o 10*35 wylatujemy. Dokladam do pakunku ostatnie rzeczy..na zdjeciu wazny element dla wiekszosci podroznikow:)kto zgadnie co to takiego?

sobota, 23 stycznia 2010

%-ty


Dzisiaj coś ode mnie - Kuby. Pierwszy mój post poświęcę istotnej kwestii podczaj każdej podróży - napojom. Skupię się jednak wyłącznie na trunkach zawierających "%", bo o wodzie, herbacie czy kawie pisać nie będę. Tak więc, zrobiwszy gruntowny research w internecie + wykonawszy wywiad środowiskowy wśród osób, które już były w Tajlandii, zidentyfikowałem najważniejsze alkohole, którymi będziemy (pewnie w znacznie większej mierze ja) się raczyć w Tajlandii. I tak mamy 2 najpopularniejsze marki piwa:

Singha


Chang
Co do whisky to na pierwszy plan wysuwa się Mekong




a zaraz za nim jest SangSom





Mam nadzieję, że powyższe trunki będą się nadawały do spożywania w dużych ilościach. W końcu sam lekarz medycyny chorób tropikalnych na konsultacji zalecił spożywanie alkoholi wysokoprocentowych do przepłukiwania żołądka i balansowania flory bakteryjnej (czy jakoś tak), a lekarzy słuchać trzeba.

Jak coś będzie nie tak to zawsze będziemy mogli sięgnąć po good ol' fashioned:




lub:

:-)))

czwartek, 21 stycznia 2010

Plan podróży

Przed wyjazdem staram się domknąć w pracy wszystko co moge... 3 tygodnie to dużo i mało... ale to będzie mój najdłuższy urlop jak do tej pory.

Jeśli chodzi o plany:
26 stycznia lądujemy i śpimy jedną noc w Bangkoku zawadzając o okoliczne targowiska by kupić męskie sandały i kilka drobiazgów
27 stycznia - jedziemy 9h do Kambodzy i mieszkamy sobie w Battambang
29stycznia - 1 luty - Siem Reap :)
2 luty - podróż do Bangkoku - autobusowa - 9h
2-4 luty - Bangkok
4-7luty - Chiang Mai- ze świątyniami, górami i słoniami no i może kursem gotowania
7-8 luty - Phuket
8-14 luty - PhiPhi - plażowanie i wyspowanie
14-15 luty - Krabi
15 luty - Bangkok
16 luty - powrót do PL
17 luty - do pracy rodacy

Takie są plany, a jak będzie... byle całym wrócić, aparatu nie stracić i gifty przywiezc

środa, 20 stycznia 2010

"hardcorowość"

Mam jakiś dziwny pęd do "hardkorowości"...

Postanowiłam jakies 2 tyg temu nie rezerwować noclegów w Kambodży - a co tam, coś się znajdzie do spania. Moskitiere mamy, zamiast śpiwora poszewki od kołdry...wystarczy, nieprawdaż? Jakieś hotele w Lonely Planet polecają...nie ma co wariowac i bookowac...

Tak myslałam jeszcze godzine temu. Teraz bije sie z myslami.
27 stycznia chcemy dotrzeć do Battambang (2 co do wielkosci miasto w Kambodzy, mało turystów, troche dzikie podobno - taaaakkk dzikie :) cos dla mnie).
Jakis impuls kazal mi dziś sprawdzić dostępność noclegow w necie w tym dzikim miasteczku, bez białego człowieka w obrębie co najmniej kilometra...i co? Tylko w jednym hotelu znalazlam wolne miejsca!

Ale...nie przejełam się zbytnio... przecież poszewke do spania mam..moskitiere tez mam...moge spac wszedzie :)

I znowu ten impuls...i znow posluchalam... jednak napisalam maile do hoteli, czy maja wolne miejsca... nie to zeby od razu rezerowac,ale zeby sprawdzic, czy na prawde z tymi noclegami bedzie problem...ale co tam :)

Szukajac noclegow trafilam na fajne zdjęcia pociagu, który kursuje 1 raz w tygodniu na trasie Battambang-Phnom Penh.
Oczywiście moja hardcorowosc kaze mi sie nim przejechac, ale druga czesc mnie (ta której nie lubie) mowi: "Nie Marta, Ty gluptasie, pomysl jaki tam bedzie syf, smrod, to nie dla ciebie taki hardcore panienko".
No i tak gadam z ta druga cześcią mojego ja i finalnie ustalilysmy, że sprobujemy chociaz zobaczyć ten pociag i porobić zdjęcia - hardcorowe oczywiście ;)



wtorek, 19 stycznia 2010

Dodawanie fotek

Maly test:)ucze sie wysylas niusy z komorki.

No i udało się. Ta umiejętność będzie mi potrzebna, aby wrzucac informacje z naszej podrózy w miarę na bieżąco :)

Muszę jeszcze rozkminić kilka technicznych spraw...telefoniczno-technicznych, aby być precyzyjnym. Na pewno kupię tajską ofertę komórkową "na kartę".

Nie zamierzam płacić 10 PLN za minutę rozmowy w roamingu, o cenach korzystania z internetu w roamingu nie wspomnę nawet słowem. Ciekawe tylko jak ja sie dogadam z Tajami aby skonfigurowali mi telefon pod ta nowa karte...to bedzie wyzwanie!