poniedziałek, 1 lutego 2010

Bangkok again

O 4 rano obudzil nas bol brzucha... reszte mozna sobie wyobrazic ;) Wszystko po wczorajszym jedzonku :( Na szczescie zabralismy z Polski lekarstwa :) Dzieki temu o 7:30 bylismy juz w stanie wsiasc do autobusu, ktory mial nas zawiezc do Bangkoku...mial, bo bez "przygod" sie nie obylo. Na granicy z Tajlandia okazalo sie, ze musimy wyjsc z autokaru, przemierzyc granice na pieszo i zmienic autokar na inny... Po przejsciu granicy czekalismy 30 min az wszyscysie zbiora. Wtedy zapakowali nas do minibusow i wiezli do autobusu do Bangkoku... dojechalismy do knajpek, gdzie powiedziano, ze jest przerwa na lunch w oczekiwaniu na wlasciwy transport... co sie okazalo? Czekanie na autobus bylo sciema - w rzeczywistosci znow zapakowali nas do tych malych busow.. i tak 4 h do Bangkoku. W dodatku trafiny nam sie ciasne siedzenia na koncu. Przy bolach brzucha kazdy wstrzas mogl sie skonczyc malo fajnie dla naszych spodni ;) Ale udalo sie dotarlismy do Bangkoku, w dodatku rzut beretem od naszego hotelu!

Teraz siedze w kafajce - mala przerwa w zakupach na Khao San. Wszystko jest tutaj strasznie tanie - ciekawe jak to bedzie z jakoscia? Nietuzinkowe T-shirty, bizuteria recznie robiona, torby, sukienki, buty... wszystkiego na peczki!

Jutro koniecznie musze sie tu wybrac z Agata bo moj Kuba nie ma juz cierpliwosci na moje zakupowe zapedy... ale przeciez nie po to zabralam ze soba sterte starych ciuchow, ktore zamierzam tutaj donosic i wymienic na nowsze egzemplarze :)

A odnosnie zakupow - w Kambodzy kupilam torebke, zrobiona ze zuzytych workow w jakich transportuja tutaj zboze - szyli ja ludzie okaleczeni przez miny (przynajmniej tak mowi metka). Torba jest rozowo-czerwona i wyglada mniej wiecej tak:



W internecie kosztuje ok $34, ja dalam duuuuzzzzo mniej :)

1 komentarz:

  1. Wino było jednak za słabe na strawienie kolacji. Dobrze, że juz dobrze i pozakupować możesz.
    mama

    OdpowiedzUsuń