niedziela, 7 lutego 2010

Phuket town fucked us

od momentu gdy dojechalismy do Phuket Town robilo sie coraz gorzej.
Nasz hotel..oblesny,ale polecony przez Lonely Planet,liczymy wiec na brak karaluchow.
Wybralismy sie na pieszo do portu,szlismy,pytalismy o droge,wyladowalismy w jakis slamsach! Co gorzej, jestesmy na polwyspie,mieszkamy ok.1km od plazy..nie trafilismy na nia i nie widzielismy morza,co gorzej,ludzie tu mieszkajacy tez nie wiedza,gdzie ono jest.Kazdy kierowal nas gdzie indziej.co gorsze..oni nawet na mapie nie potrafia wskazac gdzie obecnie jestesmy!
Ale to nie koniec! Taksowki nie sa oznaczone! Stoisz i machasz..ktos w koncu sie zatrzyma..z reguly czarnym samochodem..nie wiedza jednak gdzie co jest!nie mowia po angielsku! Zlapalismy taxi w tych slamsach,bo nie wiedzielismy jak isc dalej, a mi z goraca rozkleily sie sandaly i puscily paski! Poprosilismy o "center".jedziemy, jedziemy.zaczelismy sie zastanawiac gdzie jedziemy. Zatrzymalismy sie..przy Festival Centrum!w dupie miasta,gdzie nie bylo nic!w srodku sklepy..polowa podrobek! Poszlismy do KFC, bo reszta wygladala strasznie. Dostalismy podrobione jedzenie, a Pepsi na pewno!smakowalo jak woda i po chwili,gdy lód sie pozpuscil,mial kolor soku jablkowego! Kurczak byl straszny.. Nie moglam juz dalej chodzic w moich sandalach, kupilam wiec buty..jedyne, ktore przy pierwszym kroku nie obcieraly nog..sa cale sztuczne i..zlote..kosztowaly 19 pln,wiecej bym za wszechobecny tam syf nie dala..
Jestesmy zdegustowani tym miastem,po tym wszystkim co widzielismy do tej pory to czarna dziura!

Jutro Phi Phi..

1 komentarz: