czwartek, 18 lutego 2010

Warszawa

Finalnie wyladowalismy w Warszawie :) Coż za radosc, po 2 dniach koczowania w hotelach i na lotniskach w oczekiwaniu na niepewny lot..
Lecac z Bangkoku do Kijowa z AeroSvift obawialam sie kazdego dziwnego odglosu silnika (ciezko sie leci ze swiadomoscia, ze silnik przeszedl remont, a w Bangkoku ladowal z jednym sprawnym silnikiem...). Tym co udalo nam sie podczas tego lotu, to to, ze bardzo pozno przechodzilismy check in i nie strczylo dla nas miejsc w klasie ekonomicznej - dostalismy bezplatny upgrade do klasy biznesowej :)
W Kijowie wyladowalismy o 1:30 w nocy. Czekalo nas 12h na lotnisku w oczekiwaniu na lot do Warszawy. Nie zapewniono nam hotelu... spalismy w poczekalni delux. Nie bylo tragicznie, ale moglo byc lepiej.
Oczywiscie nie obedzie sie bez wyslania reklamacji do AeoroSvitu, ktory podczas tych wszystkich przejsc mial nas gleboko gdzie :(

środa, 17 lutego 2010

na walizkach

za 3h mamy wyleciec z Bangkoku. To co zapewnil nam Aerosvit to wielki burdel i ciagle czekanie. nie wiemy nawet czy na noc w Kijowie dostaniemy hotel.. Next time wole zaplacic wiecej za bilet i leciec Lufthansa.. Teraz pragne tylko dostac śie do domu.

wtorek, 16 lutego 2010

nieplanowany dzien extra

na lotnisku pojawilismy sie w ostatniej chwili.cali zziajani kupowalismy ostatnie gifty.uff boarding sie jeszcze nie zakonczyl.lecimy do Burger Kinga..wracamy i dostajemy prosto w twarz:at least 3hours delay. Launch na lotnisku gratis. O 15.00 wielka radosc lecimy,boarding gate F1. Czekamy..lot bedzie opozniony at least 28h..uszkodzony samolot. Do tego... nie wiadomo jak dolecimy do Wawy z Kijowa. Przenosza nas z miejsca na miejsce..10h na terminalu. Mamy dosc takiej imprezy! Chcemy do hotelu... Mowia ok, ale chca zabrac nasze paszporty! Dzwonimy do ambasady, to bezprawne.. Kaza czekac.. Jestesmy zmeczeni, mamy dosc. Idziemy na uklad..oddajemy paszporty w zamian za ksero z potwierdzeniem zabrania paszportu.
Chwila nadzieji..moze jednak polecimy przez Wieden..dupa. Nie ma miejsc:(
Jedziemy do hotelu..przynajmiej standard jest ok.. Po kilku drinkach udalo nam sie wyluzowac. Choc mysl o tym ze czesc do naszego samolotu musi byc sprowadzona przeraza. Moze podstawia nowy samolot:)

poniedziałek, 15 lutego 2010

Zakupy

Wlasnie wrocilismy z bazaru Lumpini. Fajne miejsce, duzo dizajnerskich rzeczy..ale nie na nasze zmeczenie. Nie kupilam tuzina rzeczy, ktore planowalam, wszystko bylo drozsze, niz na innych bazarach. W szczegolnosci chusty jedwabne, drewniane figurki, T-shirty (takie typu Piwo Chang, I love Tailand itp.). Ale rzeczy dizajnerskie na wypasie!

Bangkok again

Przylecielismy z Krabi do Bangkoku. W Krabi spedzilismy tylko jedna noc na Ao Nang, ktore okazalo sie kurortem dla emerytow..Lonly Planet powinno zweryfikowac swoje opisy. Znalezlismy dla nas family room i po raz pierwszy spedzilismy noc z Papisami za jednymi drzwiami :)wieczorem udalismy sie do dzielnicy rozpusty, by obserwujac mlode piekne Tajki w towarzystwie podstarzalych angoli,pic drinki(ktore okazaly sie ochydne). Czesc dziewczat juz na pierwszy rzut oka okazywala sie ladyboyami..czesto pieknymi.

Dzisiejszy dzien w BBK spedzimy na zakupach na nocnym targu Lumpini. Potem wrocimy do naszego hotelu, ktory okazal sie najlepszym z tych, ktore do tej pory mielismy. Na poziomie Hyatta,no prawie, za to za 40pln od osoby:)

A jutro wracamy do tropikalnie zimnej Polski :)

niedziela, 14 lutego 2010

Bukiety w wiaderkach na walentynki i nie tylko

Phi Phi to dziwna wyspa... z kilku powodow, ale 2 sa najwzniejsze:

1) drinki pije sie tutaj w wiaderkach o roznej pojemnosci - nazywamy je miedzy soba "bukietami"



2)przyplywy i odplywy sa bardzo nieregularne, mozna isc na plaze, woda przy brzegu bedzie do pasa, a za 2h - trzeba bedzie isc 200 metrow do przodu, by zanuzyc sie po kostki. Wcale sie nie dziwie wiec, ze ludzie nie rozpoznali, ze idzie tsunami, ktorego pierwszymi oznakami jest nagle cofniecie wody. Szczegolnie, ze wiekszosc turystow przyjezdza tu na jeden dzien i ciezko im odroznic nagle od zwyklego cofania sie wody.



Za 40 minut odplywamy na lad :) do Krabi. Nie mamy jeszcze hotelu, ale na pewno cos sie znajdzie. Tam wlasnie spedzimy walentynki - ciekawe, czy nasi chlopcy cos dla nas wymysla?

Gorace slonce nas rozpieszcza tutaj... zastanawiam sie jak to bedzie jak wrocimy do Polski? Szok klimatyczny?

piątek, 12 lutego 2010

Piekne plaze i lazurowe morze

Czesc wypoczynkowa naszego wyjazdu mozna nazwac udana, chociaz czas plynie tutaj duzo szybciej. Wiecej spimy ale tez szybciej sie meczymy przez panujacy gorac.

Wczoraj mialam kolejny po MCowym kryzys - tesknota za gazowana woda mineralna... nie mozna tego nigdzie tutaj dostac, a zaplacilabym duzo za butelke mineralki z babelkami.

Dawno nie wrzucalam fotek, ponizej wiec nadrabiam zaleglosci:

Pomykiam sobie na kajaku :)


Najwyzszy punkt widokowy na PhiPhi...na ktory szlismy w poludnie...asfaltem, slonce grzalo a ja myslalam, ze za chwile zabraknie mi tlenu.. ale sie udalo - szczyt osiagniety, fotki zrobione.



Longtail boat - standardowy widok na Phi Phi - dzis taka wlasnie lodeczka dotarlismy na odludniona plaze Phi Phi. Odludniona, nie bezludna, bo o
kazalo sie, ze funkcjonuje tam nawet mala kafejka i turystom oferowana jest noc na plazy w namiocie :)



Wybralismy na najpiekniejsza plaze na swiecie - Maya Bay - tutaj byl krecony film The Beach z Leonardem Di Caprio. Niestety plaza nie jest tak odludna jak na filmie -
turysci i jeszcze raz turysci... wygladaja z daleka jak roj mrowek.



A to te tlumy

wtorek, 9 lutego 2010

Phi Phi

wczoraj przyplynelismy na wyspe Phi Phi, na ktorej spedzimy kolejne 6 dni odpoczywajac. hotel okazal sie bardzo przyzwoity, jest polozony na skalistym wzniesieniu + jest to najbezpieczniejsza lokalizacja na wyspie w przypadku Tsunami ;-))) wyspa sama w sobie jest bardzo piekna - plaze maja zlotego koloru piasek a woda jest miejsami cieplejsza niz powietrze ;-) wyspa jest rowniez bardzo imprezowa - jest mnostwo pubow, restauracji czy klubow (spodziewalismy sie czego bardziej 'dziewiczego'). anyway, jest pieknie, cieplo, dobre jedzenie no i tani alkohol (m.in. 0,4 l rumu - 15 zl, 0,7 - 26 zl). gdzieniegdzie widac slady tsunami sprzed 4 lat - wiele sklepow czy barow ma tablice wspominajace te tragedie, jest tez 'tsunami village', do ktorej zamierzamy sie wybrac niebawem. ogolnie nie widac jednak, ze przez wyspe przeszla gigantyczna ilosc wody (przypominaja o tym wszechobecne znaki ostrzegawcze pokazujace droge ewakuacyjna w razie tsunami).

jutro plyniemy na, wedlug wielu zrodel, jedna z najpiekniejszych wysp na swiecie (Ko Phi Phi Leh) [byl tam krecony film 'The Beach' z Leonardo Di Caprio]

we czwartek planujemy zrobic kurs gotowania tajskich potraw

niedziela, 7 lutego 2010

Phuket town fucked us

od momentu gdy dojechalismy do Phuket Town robilo sie coraz gorzej.
Nasz hotel..oblesny,ale polecony przez Lonely Planet,liczymy wiec na brak karaluchow.
Wybralismy sie na pieszo do portu,szlismy,pytalismy o droge,wyladowalismy w jakis slamsach! Co gorzej, jestesmy na polwyspie,mieszkamy ok.1km od plazy..nie trafilismy na nia i nie widzielismy morza,co gorzej,ludzie tu mieszkajacy tez nie wiedza,gdzie ono jest.Kazdy kierowal nas gdzie indziej.co gorsze..oni nawet na mapie nie potrafia wskazac gdzie obecnie jestesmy!
Ale to nie koniec! Taksowki nie sa oznaczone! Stoisz i machasz..ktos w koncu sie zatrzyma..z reguly czarnym samochodem..nie wiedza jednak gdzie co jest!nie mowia po angielsku! Zlapalismy taxi w tych slamsach,bo nie wiedzielismy jak isc dalej, a mi z goraca rozkleily sie sandaly i puscily paski! Poprosilismy o "center".jedziemy, jedziemy.zaczelismy sie zastanawiac gdzie jedziemy. Zatrzymalismy sie..przy Festival Centrum!w dupie miasta,gdzie nie bylo nic!w srodku sklepy..polowa podrobek! Poszlismy do KFC, bo reszta wygladala strasznie. Dostalismy podrobione jedzenie, a Pepsi na pewno!smakowalo jak woda i po chwili,gdy lód sie pozpuscil,mial kolor soku jablkowego! Kurczak byl straszny.. Nie moglam juz dalej chodzic w moich sandalach, kupilam wiec buty..jedyne, ktore przy pierwszym kroku nie obcieraly nog..sa cale sztuczne i..zlote..kosztowaly 19 pln,wiecej bym za wszechobecny tam syf nie dala..
Jestesmy zdegustowani tym miastem,po tym wszystkim co widzielismy do tej pory to czarna dziura!

Jutro Phi Phi..

traking w dzungli

wczorajszy dzień spedzilismy na trakingu. Przedzieralismy sie waskimi drozkami przez zadrzewione,a wlasciwie zapalmione tereny,mijajac strumyki,pajecze sieci,bambusowe domki. Finalnie dotarlismy do wodospadu,gdzie niebojacy sie zimnej wody mogli zrobic sobie egzotyczne zdjecia. Michal skusil sie jako jedyny z nas:) nastepnie ubrani w kamizelki i kaski ruszylismy na rafting. Woda byla niska wiec utykalismy, uderzalismy w skaly. Megafan! Nastepnym razem poprosze bardziej zrywny potok!

piątek, 5 lutego 2010

Zdjecia z podrozy

Dzis nadrobie troche zaleglosci we wrzucaniu zdjec :)

Kolacja u rodziny w Kambodzy, po ktorej ciezko bylo opuscic toalete - ale doswiadczenie warte pozniejszej kiblowej katuszy :)


Na granicy z Tajlandia w Poipet - co chwile przejezdzal podobny "powoz", czesto za bawoly robily dzieci :(


Kolejny sposob przewozenia towaru w Kambodzy


Jedzonko w Bangkoku - coz, taki sposob wykorzystywania spinaczy nie przyszedl nam wczesniej do glowy


A to chyba suszony zielony groszek - stoisko na kolkach w Bangkoku


Swiatynie w Bangkoku (zwane Pagodami), a wlasciwie w calym kraju wygladaja podobnie


Mnisi w Chiang Mai dbaja nie tylko o duchowosc miejsca, ale rowniez o otaczajaca swiatynie zielen - o swoje cialka tez dbaja, choc na tym zdjeciu tego nie widac ;)


Wodospad w Parku Narodowym Doi Inthanon


Agatka i Michal w otoczeniu zieleni Doi Inthanon


Chlopiec prowadzil szczeniaczka na zrobionej przez siebie z plastykowego sznurka smyczy - najslodsze zdjecie z naszej podrozy


W otoczeniu zieleni w nowych spodniach, niezwykle wygodnych, bo filoletowych ;)


Kuba w swojej czapce niewidce, idealnie wtapial sie w zielen Doi Inthanon National Park


Na najwyzszym szczycie Tajlandii - 2565m - bylo zimno, tylko 15 stopni :) Normalnie tak skarpetek nie nosze, gdyby jednak ktos mial watpliwosci ;)


Kuba na Doi Inthanon, dumny z osiagniecia kolejnego szczytu - co prawda vanem, ale co tam ;)





W Tajlandii wszystko jest hot&spicy (nie zawsze wiec tasty, szczegolnie za nieprzyzwyczajonego do ostrego smaku europejczyka), ale Chiang Mai pod tym wzgledem pobilo Bangkok

czwartek, 4 lutego 2010

Lot z Air Asia byl ok. Samolot starawy i glosny, ale ok. Z lotniska ustalone ceny taksowek, wiec nie bylo problemow z negocjacjami.
Mielismy male zamieszanie z rezerwowanym przez Agode hotelem, za ktory zaplacilismy z gory - nie bylo w nim wolnych pokoi. Na szczescie, ten ktory dostalismy w zamian byl tylko 150m dalej i w dodatku o *wiecej :)

Ja z Agata skusilysmy sie na masaz stop, karku i ramion za jedyne 140B (ok 13PLN)za godzine. Odplywalysmy... Bylo super.

Kupilismy tez 2 wyprawy calodniowe. Jutro ruszamy wiec na caly dzien do Doi Inthanon National Park podziwiac widoki ze szczytow i wsluchujac sie w szum wodospadow.

Sky bar

wczoraj nie obudzilismy sie na kurs gotowania.. Dopadlo nas zmeczenie materialu. Trudno, zrobimy go potem. Wieczorem ubralismy najlepsze rzeczy jakie zabralismy ze soba i ruszylismy na "salony Bangkoku". Oczywiscie taxowkarz nie wiedzial gdzie jest Sirocco Sky Bar. Jakos trafilismy. Przy windach witalo nas kilka osob z obslugi, z watpliwoscia patrzacych na zuzyte conversy Kuby. Wiechalismy na 64 pietro, gdzie obsluga co chwile z usmiechem informowala nas o przeszkodach dla naszych stop-schodach. I slusznie, bo widok zapieral dech w piersiach. Kto by patrzyl na schodki! Nasze najlepsze wakacyjne ubrania wygladaly malo imponujaco wsrod garniturow i sukni wieczorowych. Niewatpliwie warto bylo sie tam znalezc i wydac 50PLN za jednego drinka w tym pieknym miejscu: http://www.lebua.com/bangkok/dining/sky-bar/

A teraz siedzimy na lotnisku w Bangkoku i czekamy na nasz lot.

środa, 3 lutego 2010

we 4

Jestesmy juz w Bangkoku we 4:) jest jeszcze fajniej.. Wczoraj wybralismy sie do dzielnicy Patpong, gdzie jest nocny targ,wiele ekskluzywnych hoteli, a co za tym idzie:dziewczat do wynajecia na chwile lub dwie,barów ze striptizem (do ktorych naganiacze probuja zaciagac mowiac ze zaplacisz tylko za piwo ok 10PLN,a i tak placac mniej niz 100 nie wyjdziesz).Jest to tez dzielnica dla kochajacych inaczej. W przydroznych knajpkach siedza tajsko-brytyskie pary. Kube i Michala probowalo podrywac na ulicy kilku mlodych tajskich chlopcow slac im buziaki:)

wrocilismy na Khao San.. Nie udalo nam sie znalezc ani jednej knajpki,gdzie muzyka pozwalalaby rozmawiac. Postanowilismy kupic cos z % i wrocic do hotelu..niestety byla 00.03. A o tej godz. Alkoholu w sklepach sprzedawac juz nie wolno..podobnie jak od 14 do 17.

poniedziałek, 1 lutego 2010

McKryzys

szlismy ulicami Bangkoku, glodni...dochodzily nas zapachy lokalnego jedzenia w polaczeniu z cieplem ulicy. Nie mielismy na nic ochoty..i wtedy z otchlani ulicy wylonily sie 2 zlote łuki..marka rozpoznawana wszedzie. Zjedlismy kolacje w McDonalds. Tego nam bylo trzeba po tygodniu na ryzu :)buly i frytek.

Bangkok again

O 4 rano obudzil nas bol brzucha... reszte mozna sobie wyobrazic ;) Wszystko po wczorajszym jedzonku :( Na szczescie zabralismy z Polski lekarstwa :) Dzieki temu o 7:30 bylismy juz w stanie wsiasc do autobusu, ktory mial nas zawiezc do Bangkoku...mial, bo bez "przygod" sie nie obylo. Na granicy z Tajlandia okazalo sie, ze musimy wyjsc z autokaru, przemierzyc granice na pieszo i zmienic autokar na inny... Po przejsciu granicy czekalismy 30 min az wszyscysie zbiora. Wtedy zapakowali nas do minibusow i wiezli do autobusu do Bangkoku... dojechalismy do knajpek, gdzie powiedziano, ze jest przerwa na lunch w oczekiwaniu na wlasciwy transport... co sie okazalo? Czekanie na autobus bylo sciema - w rzeczywistosci znow zapakowali nas do tych malych busow.. i tak 4 h do Bangkoku. W dodatku trafiny nam sie ciasne siedzenia na koncu. Przy bolach brzucha kazdy wstrzas mogl sie skonczyc malo fajnie dla naszych spodni ;) Ale udalo sie dotarlismy do Bangkoku, w dodatku rzut beretem od naszego hotelu!

Teraz siedze w kafajce - mala przerwa w zakupach na Khao San. Wszystko jest tutaj strasznie tanie - ciekawe jak to bedzie z jakoscia? Nietuzinkowe T-shirty, bizuteria recznie robiona, torby, sukienki, buty... wszystkiego na peczki!

Jutro koniecznie musze sie tu wybrac z Agata bo moj Kuba nie ma juz cierpliwosci na moje zakupowe zapedy... ale przeciez nie po to zabralam ze soba sterte starych ciuchow, ktore zamierzam tutaj donosic i wymienic na nowsze egzemplarze :)

A odnosnie zakupow - w Kambodzy kupilam torebke, zrobiona ze zuzytych workow w jakich transportuja tutaj zboze - szyli ja ludzie okaleczeni przez miny (przynajmniej tak mowi metka). Torba jest rozowo-czerwona i wyglada mniej wiecej tak:



W internecie kosztuje ok $34, ja dalam duuuuzzzzo mniej :)