Dzis nadrobie troche zaleglosci we wrzucaniu zdjec :)
Kolacja u rodziny w Kambodzy, po ktorej ciezko bylo opuscic toalete - ale doswiadczenie warte pozniejszej kiblowej katuszy :)
Na granicy z Tajlandia w Poipet - co chwile przejezdzal podobny "powoz", czesto za bawoly robily dzieci :(
Kolejny sposob przewozenia towaru w Kambodzy
Jedzonko w Bangkoku - coz, taki sposob wykorzystywania spinaczy nie przyszedl nam wczesniej do glowy
A to chyba suszony zielony groszek - stoisko na kolkach w Bangkoku
Swiatynie w Bangkoku (zwane Pagodami), a wlasciwie w calym kraju wygladaja podobnie
Mnisi w Chiang Mai dbaja nie tylko o duchowosc miejsca, ale rowniez o otaczajaca swiatynie zielen - o swoje cialka tez dbaja, choc na tym zdjeciu tego nie widac ;)
Wodospad w Parku Narodowym Doi Inthanon
Agatka i Michal w otoczeniu zieleni Doi Inthanon
Chlopiec prowadzil szczeniaczka na zrobionej przez siebie z plastykowego sznurka smyczy - najslodsze zdjecie z naszej podrozy
W otoczeniu zieleni w nowych spodniach, niezwykle wygodnych, bo filoletowych ;)
Kuba w swojej czapce niewidce, idealnie wtapial sie w zielen Doi Inthanon National Park
Na najwyzszym szczycie Tajlandii - 2565m - bylo zimno, tylko 15 stopni :) Normalnie tak skarpetek nie nosze, gdyby jednak ktos mial watpliwosci ;)
Kuba na Doi Inthanon, dumny z osiagniecia kolejnego szczytu - co prawda vanem, ale co tam ;)
W Tajlandii wszystko jest hot&spicy (nie zawsze wiec tasty, szczegolnie za nieprzyzwyczajonego do ostrego smaku europejczyka), ale Chiang Mai pod tym wzgledem pobilo Bangkok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz