niedziela, 31 stycznia 2010

Wioski

w koncu sie wyspalam! Przeszlismy sie po miescie,wypilismy piwko a o 14 czekal na nas Rock w swoim tuktuku. Zabral nas do plywajacych na jeziorze wiosek. dalej poruszalismy sie lodka.Kubie pozwolili usiasc za sterem:) widok nieprzecietny.Ci ludzie mieszkaja na wodzie z calym dobytkiem i zwierzetami.

Wieczor i zachod slonca- na polach ryzowych w wozie z bawolami.. A potem kolacja u rodziny Rocka.Fajne przezycie..siedzielismy z cala kambodzanska na podlodze jedzac ryz, kosciste mieso-wlasciwie skore na kosciach i male rybki. Kuba nie umial usiasc po turecku,co wywolalo fale smiechu. Pilismy wino ryzowe, ktore wcale mi nie smakowalo. za duzo% zapewne jak na moje podniebienie, w dodatku bylo cieple:)

Podobno bylismy pierwszymi cudzoziemcami, ktorych zaprosil na rodzinna kolacje.

Jutro wyruszamy do Bangkoku autobusem.. 9h w drodze.a we wtorek dolatuja Papiski i bedziemy podrozowac we 4:)

sobota, 30 stycznia 2010

Psiak z podrozy

A to psiak, ktorego spotkalismy na naszej drodze w Bangkoku :) Co prawda nie jest piekniejszy od naszej Bezy, ale rownie uroczy ;)




Dzis wyobrazalismy sobie, jak wielka radosc mialaby nasza piesia - Beza - posrod tych wszystkich straganow.. tyle kawalkow miesa czekajacych na przechwycenie ;) Mniam mnia... a jaka bylaby brudna od unoszacej sie wpowietrzu czerwonego gliniastego kurzu...

Troche fotek

Wczoraj chcialam wgrac zdjecie, ale niestety moja karta SD zlapala trojana...juz myslalam ze stracilam wszystkie zdjecia z naszej dotychczasowej podrozy. Ale udalo sie wszystko odzyskac :)

Ponizej kilka moich fotek:

Podczas podrozy po wioskach Battambang:





Stragany w Battambang:



Przejazdzka bambusowa drezyna (trzeslo ale bylo warto):




Nasz hotelik w Battambang nocna pora:



Nasz toaleto-prysznico-pokoj w Battambang:




Zachod slonca w Siem Reap (na szczycie jednej ze swiatyn - dzikie tlumy byly...)




Ta Phrom - swiatynia zjadana przez dzungle



Generalnie zespol swiatyni Ankor nie zrobil na nas tak piorunujacego wrazenia jak sie spodziewalismy...w dodatku wstalismy dzis o 4 rano, aby zobaczyc wschod slonca nad Ankor Wat...pogoda nie dopisala... nie bylo widac slonca i charakterystycznej luny... wyszlo tak:



Jedzonko w Siem Reap jest generalnie 2x drozsze od tego w Battambang, i generalnie 2x mniej smaczne. Ale dzisiejsza kolacja powalila nas na kolana BBQ z weza, krokodyla i innych mies bylo przepyszne (mam na innym nosniku, wiec dzis nie wrzuce). A ponizej zdjecia innego jedzonka, ktore probowalismy:)

W Bangkoku:





W Battambang:




I jeszcze dzieci, ktore wydaja mi sie piekniejsze od polskich ;)




piątek, 29 stycznia 2010

Siem Reap

Nasz autobus do Siem Reap spoznil sie godzine. Czekalismy na niego w otoczeniu much:) trzeba bylo sie ciagle ruszac aby nas nie obsiadaly. Widoki na stacji cieszylyby nawet wybrednego fotografa: straganiki,dzieci,suszaca sie bielizna.

W koncu wsiedlismy. Obsluga przegonila lokalersow by ustapili "bialym" miejsca siedzace.. Pewnie za bilety nie placili w $$$. Podroz minela szybko.

Gdy wiechalismy do Siem Reap poczulam sie jakbym przeniosla sie o 20lat w przod. Battambang to bylo prawdziwe cos. w SR przywitaly nas duze hotele, SPA, eleganckie knajpki.. To po prostu turystyczne miasto, bez klimatu jakiego szukalam

czwartek, 28 stycznia 2010

tuktuk

dzis z asfaltowych drog zjechalismy na gliniane. Tuktukiem zrobilismy ok 50km..nasz pojazd wygladal jak przymocowana do motocykla karoca ;) i trzasal nami gora dol,lewa prawa. mijalismy liche bambusowe domki, uliczne stragany i mnostwo lokalnej ludnosci. Czasem pojawial sie murowany dom bogaczy. Ogladalismy liche swiatynie, miejsba zaglady i finalnie przejechalismy sie po nierownych torach bambusowa platforma,bo kolejka to ciezko nazwac. poznalismy tez nastoletniego chlopca,ktory byl naszym przewodnikiem,opowiadal tez o swojej rodzinie i marzeniach.. Byc kierowca tuktuka.do tego potrzebuje $ 1000.dla niego to suma niewyobrazalna.moglby wtedy zarobic dziennie $15..

Gdy wrocilismy z dzisiejszej wyprawy czulam sie jak gliniany posag. Unoszacy sie kurz okrywal wlosy,stopy i moj aparat. Dobrze ze nasz kierowca podarowal nam maski ochronne na nos i usta, bo czasem kurzu bylo tyle,ze nie dalo sie oddychac bez nich.

Jutro o 9 wyruszamy do Siem Reap.. Na miejscu bedzie czekal na nas Rock, polecony nam tuktuk driver:)

katarynka

Dzis o 5.30 obudzila nas katarynka..przynajmniej brzmialo jak muzyka ze skrzynki. Spalo sie dobrze mimo swiadomosci ze pod lóżkiem i na kafelkowych scianach maszeruja minimrówki.. Za chwile ruszamy tuktukiem w jednodniowa trase...

środa, 27 stycznia 2010

w drodze

Dzisiejsze sniadanko hotelowe musialo nam starczyc na dluzej niz sie spodziewalismy.Co prawda podroz do granicy z Kambodza w klimatyzowanym autokarem poszla sprawnie ale przy granicy w Poipet nie odwazylismy sie niczego zjesc... Smród, głód i ubóstwo..to najlepsze slowa na okreslenie tego co sie tam dzialo. Zebrajace dzieci, ludzie, którym miny oberwaly nogi i resztke nadzieji na lepsze jutro. Wszedzie plakaty: Respect our children. Every person under 18 is a child. Najwyrazniej seksturystyka w Kambodzy kwitnie. .

Do Battambang dotarlismy tzw. Shared taxi, czyli taxówka z obcymi ludzmi.. Na trafilo sie 2 lokalersow..a po drodze dosiadla sie jeszcze dziewczynka,na szczescie szczupla..bylo nas wiec 6 osob na 5 miejsc..coz. Szczesliwie dojechalismy pod sam hotel Bus Stop:) ktory prowadzony przez zabawnego angola. Pokój mamy Delux.. To znaczy z prysznicem balkonem, TV, lodówka i klima. Prysznica musielismy chwile poszukac..odnalazl sie gdy siedzac na kibelku spojrzalam w gore..tak wc jest pod prysznicem..mozna miec 2w1

Generalnie Tajlandia to pelna cywilizacja. Kambodza natomiast tym czego chcialam.. Troche dziczy.

Jeszcze kilka slow o jedzeniu..wczoraj jedlismy na ulicy smazone owoce morza,kolorowe pierozki z kapusta i krewetami, kielbaski, kulki krewetkowe i kurczakowe.. Mniammm a co najwazniejsze zoladek zaakceptowal nowa strawe. Dzis do sniadania zjedlismy owoce, brzuch tez je polubil,a podniebienie jeszcze bardziej..tak slodkich ananasow nie jadlam jeszcze nigdy!

Jutro calodniowa wycieczka. wrzuce zdjecia:).

Aaa zapomnialam..za wczorajsza wycieczke kanalami zaplacilismy o 2x za duzo. Wniosek: nie ufaj nawet nauczycielowh z tajskiej szkoly i sprawdzaj ceny w LP. Jesli komus zaczynasz ufac, to przestan:)

wtorek, 26 stycznia 2010

Tajlandia

Wyladowalismy. Ten samolot byl naprawde ok. no moze szkoda, ze to nie klasa biznes przypadla nam w udziale, ale uznajmy, ze bylo ok. Choc spaam tylko 2h nie czulam sie zneczona. Postanowilismy wiec po przybyciu do hotelu rszac na wielkie zwiedzanie. Bez wiekszego problemu odszukalismy stacje metra, potem kolejke wodna i ruszylismy zwiedzac Wat Pho. Lezacy ogromny Budda robi niesamowite wrazenie, tak samo jak "tandentne" ozdobniki na murach :)




Jesli chodzi o poruszanie sie, to generalnie naciagactwo sie szerzy.. z lotniska kierowca wlaczyl taksometr dopiero po moich prosbach, potem mruknal pod nosem "highway"..Kuba na to yes yes.. no i przyszlo nam na koniec doplacic jeszcze za autostrade. Na szczescie nie jakies kocie (ok 40PLN) ale ta podroz normalnie kosztowalaby polowe.

Udalo nam sie tez wybrac na wycieczke po kanalach - 1h (i to w zupelnosci wystarczylo).





A jutro wyruszamy do Kambodzy - zastanawialismy sie czy nie zostac w Bangkoku dluzej...ale az tak zachwycajacy nie jest ;) Jeszcze tu wrocimy.

Kijow

Mielismy leciec do Kijowa jakims wypasionym samolotem, a ten ktory postawili wzbudzil u mnie nerwy w zoadku - gdy startowalismy trzeszczal niemilosiernie. Na szczescie lot tym gratkiem byl dosc krotki i pomyslnie wyladowalismy w Kijowie.
Na lotnisku wrzawa...glosno, przesnie i co kto chce..pakowanie, jedzenie, taxi, hotel..nie szlo sie opedzic od naganiaczy. Wymienilismy walute i ruszylismy na miasto, gdzie czekal juz na nas kumpel Kuby :) Czasu tak naprawde bylo malo. Niby 7h na przesiadke, ale trzeba jeszcze 1h dojechac do miasta, potem metro do centrum no i wypadaloby by byc na lotnisku 2h przed kolejnym lotem. Bylo strasznie zimno!!! Minus 20! Zjedlismy, pogadalismy i wrocilismy na lotnisko.

niedziela, 24 stycznia 2010

Zgadywanka

Plecak juz prawie spakowany.jutro o 10*35 wylatujemy. Dokladam do pakunku ostatnie rzeczy..na zdjeciu wazny element dla wiekszosci podroznikow:)kto zgadnie co to takiego?

sobota, 23 stycznia 2010

%-ty


Dzisiaj coś ode mnie - Kuby. Pierwszy mój post poświęcę istotnej kwestii podczaj każdej podróży - napojom. Skupię się jednak wyłącznie na trunkach zawierających "%", bo o wodzie, herbacie czy kawie pisać nie będę. Tak więc, zrobiwszy gruntowny research w internecie + wykonawszy wywiad środowiskowy wśród osób, które już były w Tajlandii, zidentyfikowałem najważniejsze alkohole, którymi będziemy (pewnie w znacznie większej mierze ja) się raczyć w Tajlandii. I tak mamy 2 najpopularniejsze marki piwa:

Singha


Chang
Co do whisky to na pierwszy plan wysuwa się Mekong




a zaraz za nim jest SangSom





Mam nadzieję, że powyższe trunki będą się nadawały do spożywania w dużych ilościach. W końcu sam lekarz medycyny chorób tropikalnych na konsultacji zalecił spożywanie alkoholi wysokoprocentowych do przepłukiwania żołądka i balansowania flory bakteryjnej (czy jakoś tak), a lekarzy słuchać trzeba.

Jak coś będzie nie tak to zawsze będziemy mogli sięgnąć po good ol' fashioned:




lub:

:-)))

czwartek, 21 stycznia 2010

Plan podróży

Przed wyjazdem staram się domknąć w pracy wszystko co moge... 3 tygodnie to dużo i mało... ale to będzie mój najdłuższy urlop jak do tej pory.

Jeśli chodzi o plany:
26 stycznia lądujemy i śpimy jedną noc w Bangkoku zawadzając o okoliczne targowiska by kupić męskie sandały i kilka drobiazgów
27 stycznia - jedziemy 9h do Kambodzy i mieszkamy sobie w Battambang
29stycznia - 1 luty - Siem Reap :)
2 luty - podróż do Bangkoku - autobusowa - 9h
2-4 luty - Bangkok
4-7luty - Chiang Mai- ze świątyniami, górami i słoniami no i może kursem gotowania
7-8 luty - Phuket
8-14 luty - PhiPhi - plażowanie i wyspowanie
14-15 luty - Krabi
15 luty - Bangkok
16 luty - powrót do PL
17 luty - do pracy rodacy

Takie są plany, a jak będzie... byle całym wrócić, aparatu nie stracić i gifty przywiezc

środa, 20 stycznia 2010

"hardcorowość"

Mam jakiś dziwny pęd do "hardkorowości"...

Postanowiłam jakies 2 tyg temu nie rezerwować noclegów w Kambodży - a co tam, coś się znajdzie do spania. Moskitiere mamy, zamiast śpiwora poszewki od kołdry...wystarczy, nieprawdaż? Jakieś hotele w Lonely Planet polecają...nie ma co wariowac i bookowac...

Tak myslałam jeszcze godzine temu. Teraz bije sie z myslami.
27 stycznia chcemy dotrzeć do Battambang (2 co do wielkosci miasto w Kambodzy, mało turystów, troche dzikie podobno - taaaakkk dzikie :) cos dla mnie).
Jakis impuls kazal mi dziś sprawdzić dostępność noclegow w necie w tym dzikim miasteczku, bez białego człowieka w obrębie co najmniej kilometra...i co? Tylko w jednym hotelu znalazlam wolne miejsca!

Ale...nie przejełam się zbytnio... przecież poszewke do spania mam..moskitiere tez mam...moge spac wszedzie :)

I znowu ten impuls...i znow posluchalam... jednak napisalam maile do hoteli, czy maja wolne miejsca... nie to zeby od razu rezerowac,ale zeby sprawdzic, czy na prawde z tymi noclegami bedzie problem...ale co tam :)

Szukajac noclegow trafilam na fajne zdjęcia pociagu, który kursuje 1 raz w tygodniu na trasie Battambang-Phnom Penh.
Oczywiście moja hardcorowosc kaze mi sie nim przejechac, ale druga czesc mnie (ta której nie lubie) mowi: "Nie Marta, Ty gluptasie, pomysl jaki tam bedzie syf, smrod, to nie dla ciebie taki hardcore panienko".
No i tak gadam z ta druga cześcią mojego ja i finalnie ustalilysmy, że sprobujemy chociaz zobaczyć ten pociag i porobić zdjęcia - hardcorowe oczywiście ;)



wtorek, 19 stycznia 2010

Dodawanie fotek

Maly test:)ucze sie wysylas niusy z komorki.

No i udało się. Ta umiejętność będzie mi potrzebna, aby wrzucac informacje z naszej podrózy w miarę na bieżąco :)

Muszę jeszcze rozkminić kilka technicznych spraw...telefoniczno-technicznych, aby być precyzyjnym. Na pewno kupię tajską ofertę komórkową "na kartę".

Nie zamierzam płacić 10 PLN za minutę rozmowy w roamingu, o cenach korzystania z internetu w roamingu nie wspomnę nawet słowem. Ciekawe tylko jak ja sie dogadam z Tajami aby skonfigurowali mi telefon pod ta nowa karte...to bedzie wyzwanie!

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Adrenalinus Podróżnikos

Zaczyna się... ciągle poddenerwowanie, jak przed projektem życia. Co z tego, że doświadczenia w projektach mi nie brakuje, ale to przecież projekt wyjątkowy - podróż na własną rękę,

Myślę, że można się nauczyć na pamięć każdej strony z Lonely Planet i dalej czuć adrenalinę opanowującą nie tylko ciało ale i umysł. Można pewnie pojechać w to samo miejsce jeden raz, drugi a dalej czuć się jak przed przygodą życia.

Coż, trzeba do tego przywyknąć :) Ale fakt, czuję się podekscytowana i ciągle jestem na wysokich obrotach.

Dziś spotkaliśmy się ze znajomym, z którym współpracuje Kuba - fotografem. Poprzeglądaliśmy wspólnie moje zdjęcia. Mam nadzieję, że choć trochę wyciągnę z tej "lekcji" przy indyjskim (nie tajskim ;) jedzeniu, na które czekaliśmy ponad godzinę o zgrozo... Zdjęcia z Tajladii muszą być boskie - o takie genialne warunki zastane w Polsce jest ciężko. Kocham fotografować detale, więc tego na pewno możecie się spodziewać na pokazie zdjęć po podróży. Tak, będzie pokaz wraz z opowiastką, zobaczymy jeszcze gdzie i kiedy ale będzie :)

niedziela, 17 stycznia 2010

Brudne stopy

Nie kupiliśmy sandałów... cóż, kupimy na bazarze w Bangkoku :)
A skoro już kręcimy się wokół stóp, to tajskie zwyczaje związane ze stopami myśle, że nas nieco rozbawią podczas podróży...

Generalnie stopy to brudna i najgorsza część ciała jaka może być. Przynajmniej tak uważają w Tajlandii. Nie można więc wskazywać palcami stóp na Budde siedząc w świątyni. Należy siedzieć w pozycji syreny... już sobie wyobrażam Kube-Syrene..hihihi

Strzec się też będzie trzeba dotykania głów tubylców - w nich mieszka dusza :)Nie będę więc głaskała dzieci...:((( cóż, ale będę rozdawała cukierki.

W Kambodży w miejscach typowo turystycznych jest mnóstwo dzieci-żebraków... to dla nich zabiorę cukierki, bo pieniędzy dawać im nie będę. Nie chce ich uczyć, że tak można zarabiać na życie... nie mówiąc o mafiach "zatrudniających" do żebrania dzieci.

sobota, 16 stycznia 2010

Zakupy przed wyjazdem

Dziś zrobiliśmy wstępną rozpiskę, tego co trzeba zabrać. Lista jest pełna lekarstw, na wszystko...od kaca po malarie. Do tego fura papieru - rozpiski z hotelami, trasami dojazdu, mapki dla niekumatych taksówkarzy...kserówki paszportów i oczywiście 3 książki Lonely Planet...DUŻO.

piątek, 15 stycznia 2010

Snujemy plany

Jak to pięknie jest snuć plany :)
Posnuję więc...

Chciałabym podczas podróży...

1) zrozumieć czemu Tajlandia to kraina uśmiechów



2) pojść do szkoły kuchni tajskiej w Chiang Mai


3) przejechać się bambusową koleją



4) delektować się pięknem Phi Phi



5) podumać nad siłą natury i ludzką bezradnością w rejonach dotkniętych przez tsunami



6) kupić kilka smiesznych ciuchow po $1 na targowisku w Bangkoku



7) przejechać się tuk tukiem



8) dosiąść slonia



9) zglebić buddyzm



10) zobaczyć jak natura walczy z dzielem ludzkich rąk

Przygotowania

Najpierw byl pomysl i to nie jeden. Tajlandia, Sri Lanka, Malediwy... Indie.
Miał być listopad. Nie wyszlo. Za malo czasu na przygotowania. Podroz z plecakiem to przeciez nie wakacje z Itaka. Trzeba sie jakos przygotowac... tylko wtedy nie wiedzialam jeszcze, ze to nie takie prosta sprawa...jak sie pracuje min 8h dziennie, ma psa, Swieta po drodze i Sylwestra tez.... no i codziennosc w roznym natezeniu;)

Koniec listopada - szybka decyzja - lecimy w styczniu do Tajlandii.

Znalazlam tanie loty na 3 tygodnie. Presja czasu, bukowac...nie bukowac...BUKOWAC!

Zabukowane. Klamka zapadla lecimy 25 stycznia.
Bukowanie lotu to najlatwiejsze z calego procesu przygotowywania do "malej-duzej" wyprawy. Entuzjazm - to chyba najlepsze okreslenie stanu w jakim sie znalazlam.