Wjeżdzając do Meridy poczuliśmy, że opuszczany turystyczne typowo wybrzeże. Tutaj obracając się wokół siebie "białych" można policzyć na palcach z reguły jednej ręki. Ale ludzie są mili i przyjaźni. Choć pustawe ulice wieczorem lekko straszą. Jedzenie jest tańsze, bardziej lokalne, hotele bardziej obskurne. Nie jestem francuskim pieskiem ale trzeba było zrobić upgrade pokoju - pierwszy straszył ogromem komarów, które się do mnie przyssały, małym oknem na szczycie drzwi i zaduchem. Teraz mamy lepszy ;) o jego lepszości świadczy większe okno i tylko kolka komarów, których nie mogę upolować :) w nocy ustpiało nas rytmicNe umc umc z pobliskiej dyskoteki. Kolonialny hotel Trinidad jak widać nie przypadł mi do gustu. Spało się słabo, może też przez stres przed nurkowaniem? Nasze oba zejścia w lazurowych cenotach zaliczamy do udanych :) cenot to dziura w ziemi, w której płynie krystalicznie czysta woda. To rodzaj podziemnych jaskiń. Zanurkowaliśmy w dwóch - Kankirixche i Yaalutzil. Pierwszy z łatwiejszym zejściem w dół, większą platformą i bardziej lazurową wodą, ale przy cavern divingu nie mogliśmy zejść za daleko? Poza tym czarna ciemność mnie nie pociąga, Kubę też mie. Dech w piersiach zapierały nie rylko cudowne widoki ale też kości ludzkie na dnie - do cenotów wrzucani za karę, na pewną śmierć. Drugi cenot był mniej dostępny, schody bardziej strome, ale można było skoczyć do niego z 15 lub 5 meteów. Śmiałków w naszej grupie jednak nie było. Pod wodą ciekawe formy, wąskie przejścia, do których potrzeba perfekcyjnej pływalności - w przeciwnym razie uderzony płetwami piach (który przypomina strukturą popiół) unosi się i ogranicza prawie do zera widoczność.
Sprzęt ok, choć nie najnowszy. Więc jeśli wymagającym poleciłabym zabrać własny ;) generalnie wkręciliśmy się w nurkowanie i chyba przyszła pora na zakup własnego zestawu.
Dzieki za ciekawe informacje i piekne widoki.
OdpowiedzUsuńEwaP