poniedziałek, 12 stycznia 2015

Merida

Opuszczamy bardzo cywilizowaną Playa del carmen i naszym wypożyczonym Dodgem udajemy się do Meridy. Po drodze łapie nas deszcz (czytaj ulewa) uciekamy jej i dzięki temu możemy zwiedzić jeden z cudów świata w promieniach słońca. Chichen Itza robi wrażenie. Całkiem nieźle zachowane budynki, szkoda że tak słabo opisane. Będzie trzeba poczytać, bo nie wzieliśmy przewodnika na miejscu, a szkoda. Idąc od jednej ruiny do drugiej nie ominiesz ciągnących się w nieskończoność straganów - a na nich wszystko co turysta może chcieć zabrać do kraju. Mi bardzo podobają się hamaki (superwygodne), narzuty, dywaniki... Tylko gdzie ja to zmieszcze w plecaku? :) 
Wjeżdzając do Meridy poczuliśmy, że opuszczany turystyczne typowo wybrzeże. Tutaj obracając się wokół siebie "białych" można policzyć na palcach z reguły jednej ręki. Ale ludzie są mili i przyjaźni. Choć pustawe ulice wieczorem lekko straszą. Jedzenie jest tańsze, bardziej lokalne, hotele bardziej obskurne. Nie jestem francuskim pieskiem ale trzeba było zrobić upgrade pokoju - pierwszy straszył ogromem komarów, które się do mnie przyssały, małym oknem na szczycie drzwi i zaduchem. Teraz mamy lepszy ;) o jego lepszości świadczy większe okno i tylko kolka komarów, których nie mogę upolować :) w nocy ustpiało nas rytmicNe umc umc z pobliskiej dyskoteki. Kolonialny hotel Trinidad jak widać nie przypadł mi do gustu. Spało się słabo, może też przez stres przed nurkowaniem? Nasze oba zejścia w lazurowych cenotach zaliczamy do udanych :) cenot to dziura w ziemi, w której płynie krystalicznie czysta woda. To rodzaj podziemnych jaskiń. Zanurkowaliśmy w dwóch - Kankirixche i Yaalutzil. Pierwszy z łatwiejszym zejściem w dół, większą platformą i bardziej lazurową wodą, ale przy cavern divingu nie mogliśmy zejść za daleko? Poza tym czarna ciemność mnie nie pociąga, Kubę też mie. Dech w piersiach zapierały nie rylko cudowne widoki ale też kości ludzkie na dnie - do cenotów wrzucani za karę, na pewną śmierć. Drugi cenot był mniej dostępny, schody bardziej strome, ale można było skoczyć do niego z 15 lub 5 meteów. Śmiałków w naszej grupie jednak nie było. Pod wodą ciekawe formy, wąskie przejścia, do których potrzeba perfekcyjnej pływalności - w przeciwnym razie uderzony płetwami piach (który przypomina strukturą popiół) unosi się i ogranicza prawie do zera widoczność. 



Nurkowaliśmy z Yukatan Dive. Tony jest bardzo zajarany nurkowaniem i ochroną przyrody. Mówi po angielsku, co nie jest tutaj częste. Naszym przewodnikiem był Christian - instruktor, uczeń Tony'ego - miły, pomocny pod i nad wodą, ale po hiszpańsku.. Ok  i trochę po angielsku.
Sprzęt ok, choć nie najnowszy.  Więc jeśli wymagającym poleciłabym zabrać własny ;) generalnie wkręciliśmy się w nurkowanie i chyba przyszła pora na zakup własnego zestawu. 

1 komentarz:

  1. Dzieki za ciekawe informacje i piekne widoki.
    EwaP

    OdpowiedzUsuń