poniedziałek, 5 stycznia 2015

Cozumel

Noc w sercu Playa del Carmen była głośna. Muzyka ucichła o 6 nad ranem ale byliśmy tak padnięci, że było nam to obojętne. O poranku śniadanie. Owoce smakują tutaj inaczej, lepiej. Papaja, melon, ananas i banan w otoczeniu jogurtu i miodu - niebo :) Kuba zjadł meksykańskie jaja sadzone, nie wiem co tam w nich było ale były ok ;) 
Poszliśmy na spacer, ulice które w nocy tętniły życiem stały się nie do poznania - szare i smutne bez tęczy świateł. 
Zahaczyliśmy też plażę - piękna lazurowa woda, choć chłodna. Rzędy leżaków ale niewiele bo jest wąsko. Tak czy inaczej pięknie. Pelikany, które można było kupić rybami kupionymi od przedsiębiorczych Meksykanów czekających przy brzegu. 

Na Cozumel dotarliśmy promem. Panie rozdawały torebki, ale nie podnieśliśmy rąk do góry, przecież nie może być aż tak źle?.... Było słabo, po 5 minutach zaczęła się jazda jak na wesołym miasteczku - żołądek w gardle co kilka sekund. Po 30 minutach dotarliśmy do inne świata. Też turystycznego ale mniej skomercjalizowanego. Mniej knajp, lokalne targowisko gdzie zjedliśmy fenomenalny lunch: nachos & guacamole, pozole (jak pikantna pomidorówka z kurczakiem). 
Zapisaliśmy się na nurkowanie - jutro więc rafy. 
Mieszkamy w Hostelito - hostelo-hotelu ze świetną częścią wspólną - hamaki, łóżka do opalania się, kuchnia. Spędziłam dziś ponad godzinę zawinięta w hamakowy kokon z audiobookiem sączącym się do uszu - Uwikłanie, Miłoszewskiego wciąga.


 

1 komentarz:

  1. A u nas zimno i wietrznie z przewagą tego drugiego. Fajnie poczytać coś letniego. Prosimy o cd.
    Mama EP

    OdpowiedzUsuń