sobota, 5 listopada 2011

Mumbai

Przeszlismy sie po okolicy i nie znajdujac rano nic ciekawego do robienia wybralismy sie nad morze poza centrum miasta. Bylismy jedynymi bialymi i hindusi patrzyli na nas jak atralcje turtstyczna. Niektorzy kapali sie w morzu, inni walesali bez celi po "piasku". Dzieci okazaly sie tutaj bardziej napastliwe. Agate upodobala sobie mala dziewczynka i z litoscia w oczach patrzyla na jej wode i lody. Serce boli, ale jak dasz za chwile przybienie jej rodzenstwo po wiecej. Spodziewalam sie wiekszego problemu z toaletami, ale wlasciwie kazda knajpka je ma wiec nie trzeba kucac pod drzewkiem. Zobaczymy jak bedzie w innych czesciach kraju. Objad zjedlismy w knajpce w Juhu. Typowo indyjsko :) pysznie, choc nasze brzuchy az tak zachwycone nie byly to jakos daly rade z pierwszym indyjskim posilkiem. Potem Colaba, gate of India, spacer ulicami i obserwowanie zycia ulicy. Ludzie probuja zarobic na wszystkim. Naprawiaja buty, czyszcza je, oferuja mozliwosc zwazenia sie. Turystow z bialym kolorem skory w Mumbaiu jest jakos niewielu. Moze gina w milionowej spolecznosci tego miasta? Wieczorem miasto nabiera uroku. Nie widac juz brudu i jeszcze nie widac biedy, a wszystko pulsuje zyciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz