środa, 9 listopada 2011

Miasto nad Gangesem

Dzis jstesmy ostatni dzien w Varanasi. Gdy tutaj przyjechalismy przypomniala mi sie Kambodza. Poziom higieny, biedy bardzo podobny. o co uderza najbardziej, po uszach, to klaksony. Ludzie nie jezdza tutaj normalnie, klakson uzywany jest kilka razy na minute. Zebrzace dzieci, kaleki, sklepikarze, ktorzy probuja Ci sprzedac wszystko, tworza niezwykly klimat tego miasta.
Wczoraj chcielismy liczyc wszystkie krowy, jakie spotkamy podczas tego dnia, zatrzymalismy sie przy liczbie 40, bo juz nie mielismy sily po godzinie liczenia podczas jazdy riksza,. Przez caly dzien spotkalismy ich pewnie ok 150 sztuk. Chodza ulicami razem z ludzmi i samochodami. Ich kupa jest bardzo wazna. Wysuszona pozwala ocieplac domy. Wymienia sie ja raz na 2 lata.
Jedzenie jest pyszne, ale nie wszedzie. Najlepiej jesc w miejscowych knajpkach lub na ulicy, bo juz 2 razy przejechalismy sie na smaku potraw w guest housach. Nie polecamy wiec nawet sniadania w hotelu Haifa.
Przed wyjazdem dopytywalismy jak wyglada sprawa z alkoholem, ale nikt nie mial z tym wiekszym problemow. Coz my mamy. W knajpach generalnie go nie serwuja, chyba ze ktos zgodzi sie sprzedac Ci go pod stolem i wleje do kubka na herbate. Sklep z alkoholem to tez cos malo powszechnego, a nasze zapasy whisky powoli sie koncza.
Dzis wyruszamy do Delhi. Kolejne miasto przed nami :)


2 komentarze:

  1. no piekne!
    a mozna przywieźć kawałek kupy do Polski? :) taki fetysz ;)

    żart, żart... więcej zdjęć! !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Specjalnie dla Ciebie moge nakeecic filmik z kupa krowy ;) ale nie przywioze :)

    OdpowiedzUsuń