wtorek, 25 czerwca 2013

W poszukiwaniu masali

Nie zjedlismy duriana, bo ciezko znalezc miejsce gdzie sprzedaja go pokrojonego :/ a na caly owoc nie bede sie porywac. Korzystajac jednak z faktu ze mielismy rzut beretem do dzielnicy Little India postanowilismy zjesc u hindusa. Po drodze mijalismy urocze, kolorowe stragany z sari, figurkami, naszyjnikami, kadzidlami. Skusila nas "restauracja" czytaj wylozona bialymi plytkami powierzchnia ze stolikami, ktora reklamowala sie haslem - jedzenie z lisci bananowca. ja wziela kurczaka w indyjskim sosie masala, Kuba baranine. Podszedl do nas kelner, ktory rozlozyl przrd nami wielkie kawalki lisci bananowca, ktore wygladaly jak tacki w Mc Donalds ;) nastepnie wielka lyzka nalozyl 3 paćki i polozyl dwa prazone papadamy. Bylo pyszne... Niebo w gebie. Goscie "restauracji" recznie ugniatali ryz i paluchami wkladali go do ust wczesniej maczajac w sosach. my dostalismy pokrzywione widelce, bo jedzenie palcami jakos nie do konca do nas przemowilo ;) za to niebo w gebie zaplacilismy 21 zl :) i byl to najtanszy nas obiad do tej pory, bo generalnie wcale nie jest porywajaco tanio do czego przyzwyczailismy sie w Tajlandii czy Indiach.
Doprawilismy indyjska herbata z mlekiem i przyprawami i ruszylismy do hotelu przelac zoladak whisky bo pksilek byl dosc egzotyczny.
Wieczorem skusilismy sie jeszcze na kilka patykow z pysznosciami ze straganow i wrocilismy do naszego lokum, gdzie w towarzystwie 3 kotow spedzilismy wieczor ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz